Nie prowadzę sesji w piątce, bo nie mogę zabić w niej postaci graczy.
Lubię jak gracze odnoszą co jakiś czas porażkę. D&D jest grą o walce z potworami, w której porażka oznacza zazwyczaj śmierć postaci.
W nowszych edycjach D&D wraz z rozwojem postaci poziom trudności znacząco maleje. Rosną co prawda stawki fabularne, postacie nie ratują już wioski przed goblinami, tylko państwo przed inwazją orków, ale come on, kogo obchodzą NPCe. Gra staje się prostsza.
Gdy gram w grę, chcę żeby w obrębie jej zasad zdarzały się sukcesy i porażki. Albo chociaż żeby istaniała realna szansa porażki. Ciągłe wygrywanie po pewnym czasie przestaje być satysfakcjonujące. Ciąg porażek jest natomiast demotywujący. Wskazana jest pewna (zależna od gustu grających) proporcja sukcesów i porażek.
Jest to związane ze strukturą D&D. W piątej edycji (i w trzeciej, w czwartą nie grałem) bohaterowie po złapaniu kilku poziomów stają się bardzo potężni. Ich siła polega nie tyle na wyjątkowości konkretnych mocy, co na ich dużej ilości (dzięki czemu są bardzo elastyczni) i synergii między członkami drużyny. Nie ma w piątej edycji natomiast wiele potężnych potworów i mechaniki save or die, którymi możnaby równoważyć potęgę graczy. Gra z czasem coraz bardziej przypomina symulator farmienia potworów a la Diablo czy gry MMO.
D&D 5e nie ułatwia mi jako Mistrzowi Gry tworzenia interesujących wyzwań. Chciałbym, by w czasie gry było czymś naturalnym, wynikającym z samej struktury gry, że gracze muszą główkować, by odnieść sukces. Tak nie jest. Jeśli chcę by gracze główkowali, sam muszę wymyślić dla nich jakąś łamigłówkę, w tworzeniu której gra mnie nie wspiera.
Zmiana tego stanu wymagałaby pewnie potężnych houseruli. Piąta edycja dedeków nie jest jednak modułowa - grzebiąc w jednej części zasad wpływa się na resztę. Utrudnia to modyfikowanie jej i nie będę tego robił. Rozejrzę się pewnie za inną grą, która zachowywałaby większą równowagę mechanicznych sukcesów/porażek w miarę rozwoju kampanii oraz ułatwiała MG tworzenie realnych wyzwań (co świetnie robi na przykład moje ulubione Blades in the Dark). Może któraś zaintresuje graczy. Tymczasem postaram się dokończyć obecną kampanię w piątej edycji.
Wydaje mi się, że rozumiem, o czym mówisz. Wysokopoziomowym postaciom w D&D5e należałoby już stawiać inne wyzwania, niż na początku i chyba faktycznie sama podstawka nie za bardzo jest w tym pomocna. Nie pomaga też model dużej części gotowych modułów, w których uznaje się, że wysokolewelowcom trzeba dać po prostu głębsze lochy z groźniejszymi potworami.
OdpowiedzUsuńNatomiast nie za bardzo spodobało mi się zdanie, cyt. "Nie prowadzę sesji w piątce, bo nie mogę zabić w niej postaci graczy."
W ogromnej większości systemów RPG zasady nie pozwalają na sensowną i sprawiedliwą rywalizację między MG, a graczami, w której stawką byłoby życie postaci. W D&D MP powinien być albo kibicem drużyny, albo ograniczyć się do roli sędziego (zależnie od koncepcji kampanii, zasad stołu itd.) W żadnym wypadku nie powinien zabijać postaci graczy. Mogą i czasem pewnie powinny one ginąć, ale nie z woli prowadzącego. Tak przynajmniej sądzę.
Tak, masz rację. Specjalnie napisałem tak prowokacyjnie dla zwrócenia uwagi czytelnika ;)
UsuńPoza tym to ciąg dalszy pewnego eksperymentu społecznego.
UsuńJest takie pojęcie w fandomie "Gambit Zigzaka", pasuje tu znakomicie...
UsuńNiestety nie znam tego tajemniczego pojęcia :(
UsuńZigzak miał w zwyczaju mówić "tylko was sprawdzałem" albo "to była prowokacja" jak mu ludzie pokazywali, że nie ma racji :p
UsuńMacie mnie, jestem sadystycznym MG killerem :D
Usuń