Notkę piszę z tel w pracy, sory za ewentualne literuwki.
Prelekcje
Byłem na kilku prelekcjach. Najbardziej podobały mi się Sejiego o satanic panic i Jacka Ducha opisująca różne domeny świata Ravenloft. Mam ochotę napisać zbiór tabel - generator ravenloftowej domeny. Może coś takiego zrobił już Jack Guignol na Tales of the Grotesque and Dungeonesque.
Rozmowy z merchantami
Dobrze gadało mi się z erpegowymi kupcami. Mieli dużo kropek w Perswazji i wcisnęli mi drugą edycję Pathfindera, Forbidden Lands i Mutant Year Zero. Nie planuję tego na razie prowadzić, ograniczę się do czytania.
Sesja Wolfganga
Na Wikingach! bawiłem się przednio. Wolfgang był Bezstronnym Sędzią, który przygotował setting, procedury i losowe tabele, a nam służył głównie jako interface do wchodzenia w interakcje z settingiem i grą. Nie grałem nigdy u Mistrza Gry, który prowadziłby przy tak niewielkiej ilości wodzirejstwa, to było bardzo ciekawe. Zwłaszcza, że po Wolfgangu widać duże doświadczenie w prowadzeniu piaskownicy i ogólne sandboksowe obcykanie. Szkoda, że to była tylko jedna sesja, a nie początek kampanii.
Niesamowicie fajnie grało mi się też u boku Oela, który grał w sposób klimatyczny, z dużym poziomem wyczucia i wczuty. Jego odgrywanie wojownika U:rrma budowało nastrój lepiej niż jakakolwiek muzyczka. Jako drużyna jesteśmy mu również winni k6 browarów, bo pod koniec sesji oddał za nas życie. Tylko dzięki jego poświęceniu mogę teraz pisać te słowa.
Moja sesja
Poprowadziłem OD&D Ifrytowi, Wolfgangowi i koledze Ifryta, którego imienia nie zapamiętałem. Akcja działa się na ziemiach przedchrześcijańskiej Polski, graliśmy improwizowany naprędce megadungeon. Wyszło ok. Setting był dość głupi, wolę teraz w sumie prowadzić bardziej serio, ale stare nawyki pozostają.
Bohaterowie ze sprytem i odwagą eksplorowali loch. Natknęli się na wiele dziwów w tym własne sobowtóry, które wyszły do nich z lustra i wielką świnię z ogonem skorpiona.
Wolfgang w czasie gry stracił dwie postacie. Jednej gryllusy wygryzły brzuch, drugiej dzieci-wampiry urwały rękę.
Bohater Ifryta zginął spadając ze schodów w przepaść, gdy przez przypadek potknął się na niego przyboczny. Taki urok staroszkolnych dedeków.
Postać kolegi Ifryta zginęła zatłuczona przez kozłoludy.
Wolfgang grał niesamowicie sprytnie. Na swoje nieszczęście jednak wykazywał się też odwagą, co przyszło jego bohaterom przypłacić życiem.
Ifryt dzięki roztropnej grze osiągnął najniższy współczynnik zgonów na czas gry. Śmierć postaci miała miejsce jedynie z powodu wyjątkowego pecha. Myślę, że przysługuje mu z tego powodu tytuł Most Valueable Player tej sesji.
Kolega Ifryta grał bardzo zabawnie i kreatywnie. Dołączył w drugiej połowie sesji, ale błyskawicznie zaangażował się w grę. Ifryt musiał go dobrze wyszkolić w erpegowym fachu.
Zatłuczono kilkanaście gryllusów i kozłoludów. Za skarby i zabite potwory postacie, które przeżyły dostały po ponad tysiąc pd na głowę. Dobry wynik.
Po sesji zacząłem zastanawiać się nad tym, czy OD&D jest grywalne i doszedłem do wniosku, że nie, ale mimo tego, że jest niegrywalne, jest w jakiś sposób zabawne. Aż mam ochotę je znowu poprowadzić, tylko z houserulami i dupochronami.
Dzięki wszystkim za zabawę i gadanie o erpegach! Zdecydowanie nie nagadałem i nie nagrałem się z wami.
Ee, tak... Obawiam się, że nie odgrywałem Orma, tylko mówiłem jak zwykle :D Wszystkie postacie tak odgrywam, nawet poza sesją ;)
OdpowiedzUsuńSuper się z Tobą grało, miałeś fajne pomysły. Szkoda, że nie było jak potem pogadać.
Co do sesji o Wikingach mam podobne spostrzeżenia. Nasz kolega z konkurencji ma już to wszystko tak świetnie obcykane, że tylko siedzieć, patrzyć i się uczyć.
Aha, masz mały błąd w części o swojej sesji. Nie grałem w niej ja lecz Wolfgang. To ten wysoki ;)
P.S. Stężenie inside jokes na kilogram literek w tej notce osiągnęło poziom dla mnie dotychczas niespotykany. Zbieram szczękę z podłogi.
Jeden od sandboksa, drugi też od sandboksa, mieszacie mi się.
Usuń"Stężenie inside jokes na kilogram literek w tej notce osiągnęło poziom dla mnie dotychczas niespotykany"
Trzeba coś robić w pracy :D
Fajnie, że się prelka podobała. Dzięki. :)
OdpowiedzUsuńMiałem straszną ochotę przyjść na sesję Torchbearera, ale Wolfgang prowadził w tym samym czasie. Może na Retroconie się uda ;)
UsuńJa właśnie w tym trudnym wyborze zdecydowałem się na Torchbearera, w którego nigdy wcześniej nie grałem, a byłem go bardzo ciekawy. Seji wyśmienicie wprowadził w ten skomplikowany system, tak że dało się to w miarę ogarnąć. Gra z OSR raczej nie ma wiele wspólnego. To raczej Burning Wheel wyspecjalizowane pod eksplorację podziemi. Seji fajnie podkreślał elementy rolplejowe, bo bez tego podejrzewam gra mogłaby zbaczać mocno w stronę planszówki.
UsuńBrzmi bardzo ciekawie. To, że to miks erpega i planszówki, to nic złego, o ile jest fajnie zrealizowane.
UsuńPrzeglądałem podręcznik i trochę zniechęciła mnie mnogość skomplikowanych zasad. Jeszcze zajrzę, zwłaszcza po tym jak pogram więcej w BW. Zastanawiam się, czy TB przypomina komputerowe Darkest Dungeon.
>czy TB przypomina komputerowe Darkest Dungeon.
UsuńKlimatem jak najbardziej. Mechanika chyba dość mocno się różni.
No tak, mechanika Darkest Dungeon to blisko ma chyba do d20.
UsuńPonoć Darkest Dungeon był inspirowany TB. :) Zasad jest sporo, ale wszystkie są powiązane. Rdzeń jest prosty, tyle że obudowany dookoła drobnymi mechanizmami. Podręcznik zaleca 10-20 sesji, żeby wszystko opanować. ;) Na serio aż tak źle nie jest, z 5 wystarczy. :P Przy czym gracze muszą chcieć opanować kartę postaci, bo na niej mają wszystkie rzeczy, którymi mogą zarządzać, odpalać, używać i tak dalej. A trochę tego jest. Za to, jeśli się już załapie co jest do czego i kiedy po to sięgać, mechanizm działa jak złoto.
UsuńChoć jak napisał Ifryt, jeśli się nie gra fiction first, to Burning Wheel ogólnie wychodzi sucho. Taki urok rozbudowanego narzędzia. Tam po prostu trzeba chcieć gadać, a gra to przełoży na zasady.
Retrocon - hmm, może, może. To gdzie jedziemy? ;)
Oglądam właśnie noclegi w Górach Świętokrzyskich tu:
Usuńhttps://e-turysta.pl/noclegi-gory-swietokrzyskie/
Może przenieśmy się na grupę Trolla?
Dziękuję za miłe słowa! Bardzo chętnie bym poprowadził Wikingów! jako kampanię, ale niestety, takie są właściwości konwentów, że po intensywnym weekendzie trzeba się rozjechać do domów.
OdpowiedzUsuńKolega Ifryta miał na imię Marek, jeśli dobrze pamiętam. Mimo, że najkrótsza to Twoja sesja zasłużyła na najdłuższą opowieść, kiedy w domu relacjonowałem co się działo na Zjavie. Może to dlatego, że jednocześnie w albumie Boscha pokazywałem grylusy.
Lekkie adhd każe mi tak popychać akcję naprzód.
UsuńAdam, Twoja improwizowania sesja była dla mnie jednym z jaśniejszych punktów tego konwentu. Świetnie się na niej bawiłem. Na dłuższą metę taki prześmiewczy klimat pewnie by mnie zmęczył, ale na pojedynczej sesji bardzo mi się podobał. :)
OdpowiedzUsuńKolega, który do nas dołączył, nazywa się Marek. Nie musiałem go szkolić w erpegowaniu, bo był już graczem i MG na długo zanim zaczęliśmy grać razem. Ale faktycznie gra bardzo fajnie. :)
To jak mroczna musiała być reszta punktów konwentu, że wędrówka po lochu była najjaśniejszym ;)
UsuńNa tegorocznej Zjavie zagrałem (w tym prowadziłem) w 5 sesjach w ciągu 45 godzin. I faktycznie tak się złożyło, że w żadnej z nich nie było happy endu. :)
UsuńW pierwszej rozszarpał nas wilkołak (moja postać akurat uciekła, ale MG i tak zapowiedział, że wróg nie odpuści i będzie mnie potem ścigał). W drugiej Pan Lusterko (graliśmy w Wiedźmina) pozbawił nas całego majątku, jaki udało nam się zdobyć podczas przygody. Na mojej sesji drużyna zginęła bohatersko broniąc grodu przed atakiem barbarzyńców. W Torchbearerze skończyliśmy z chorymi płucami, wyczerpani i właściwie bez pieniędzy.
Jak więc widać, Twoja sesja faktycznie była najmniej mroczna! :D
To rzeczywiście ponuro. Ciekawi mnie, czy dużo jest takich pesymistycznych sesji na polskich konwentach rpg.
UsuńTB nie jest pesymistyczny. To gra o tym, że na się nadzieję. Bo ma nic innego cię nie stać. ;)
UsuńBrzmi optymistycznie :D Cofam podejrzenia o jesiennogawędziarstwo.
Usuń